wtorek, 26 sierpnia 2014

Kolejny post wychodzi dużo wcześniej niż się spodziewałem, bo zaledwie dwa dni od ostatniego. Prawdopodobnie nie byłoby tak, gdyby nie pewna sytuacja mająca miejsce wczoraj. Postaram się Wam ładnie wszystko opisać.

W niedziele Bryła namówiła mnie żebym pojechał z nią w poniedziałek do miasta, bo musi załatwić pare spraw a nie chce jechać sama. Z początku chciałem jej odmówić, ale mnie przekonała i pomyślałem że przy okazji wywołam sobie w końcu zdjęcia, do czego nie dochodziło mi od paru dobrych miesięcy. Na drugi dzień mama zawiozła mnie rano do miasta. Bryła powiedziała że się spóźni więc sam poszedłem do fotografa zamówić zdjęcia. Pół godizny potem spotkałem się z przyjaciółką ze starej klasy - Izą, a potem z Bryłą. Kilka godzin ciągnęło się strasznie długo i nudno, chodziliśmy po Częstochowie jak bezdomni. Chciałem wracać do domu już o 14, ale dziewczyny mi nie pozwoliły. Wkońcu usiedliśmy na placu Biegańskiego, gdzie dołączyła do nas Martyna i Paulina. Robiliśmy tam różne głupie rzeczy, np rozmawiałem sobie z chorym gołębiem czy tańczyliśmy do różnych smętnych piosenek ... nagle niczego nie świadomy usłyszałem za swoimi plecami znajomy głos... ktoś krzyknał moje imie. Automatycznie się obróciłem i aż słabo mi się zrobiło... nie umiem opisać uczucia, które mi towarzyszyło kiedy zobaczyłem idących Bolińskiego, Komosę i Mayę w naszym kierunku... Dosłownie rzuciłem się na nich i mówiąc że ich nienawidzę przytulałem każdego. Jakieś 15 minut zajeło mi opanowanie się i uwierzenie w to co się stało. Tydzień wcześniej żegnałem się z nimi z myślą że widzimy się ostatni raz w te wakacje i dla mnie był to już ich koniec, a tu nagle osoby które są dla mnie wszystkim pojawiły się znowu i byliśmy znów razem. 

Znowu musze dziękować Bogu za to że ich mam... największe szczęście jakiego doznałem żyjąc... to oni.
















Następne spotkanie to moje urodziny, wtedy to będzie sie działo haha <3


niedziela, 24 sierpnia 2014

Kontynuacja, koniec wakacji





Cześć Wam :)
Przepraszam za tak długą nieobceność na blogu. Było to spowodowane wakacjami,spędzałem je tak cudownie, że dopiero teraz jestem w domu, emocje opadły, wróciłem do rzeczywistości i wszedłem na bloga. Ten post może być troche nie ogarnięty,  mam nadzieje że nie zapomniałem jak dobrze pisać, ale tyle sie działo że sam nie umiem sobie tego poukładać w głowie.
Wiele chwil i sytuacji w ciągu naszego życia sprawia, że możemy zrozumieć coś istotnego dla nas samych. Ja w te wakacje zrozumiałem jedną, ale bardzo ważną rzecz - nic mi nie jest potrzebne do szczęścia tak jak przyjaciele. To przy nich odrywam się od rzeczywistości, czuje się jak w bajce. To oni sprawiają że nie potrzebuje internetu, aska, Facebook'a czy innych portali. Póki jestem z nimi, mam wszystko.

Taka krótka myśl na początek... no ale trzeba przejść do dłuższej wypowiedzi, a mianowicie jak spędziłem wakacje ?
Ostatni post pisałem przed wyjazdem do Wawy, więc zaczne właśnie od tego momentu. Jeśli dobrze pamiętam to była niedziela, kiedy Boliński i Bryła przyjechali do mnie do domu na noc. Niby spokojnie spędzaliśmy czas, ale spać poszliśmy dopiero około 4 nad ranem. Po dwóch godzinach musieliśmy już wstawać żeby zdążyć na pociąg.
Cały wyjazd wyglądał mniej więcej tak: Mieliśmy swoje mieszkanie na całe 10 dni, były to najlepsze dni tych wakacji, byliśmy tam wszyscy razem, to stamtąd mam najlepsze wspomnienia, ciężko po prostu opisać, bo jaka jest definicja szczęścia? Poznałem wielu niesamowitych ludzi, dziękuje im za to że pojawili się w moim życiu chodziażby tylko na chwilę. W czasie naszego pobytu w stolicy dostałem VIP bilet na koncert Ellie Goulding (ogromne podziękowania dla Igora i Dawida) , koncert był najlepszy, chodziaż troche źle się czułem w sektorze przy tych wszystkich gwiazdach, ale liczy się to że znowu mogłem zobaczyć Ellie ! Niewiele już pamiętam (rozdawali darmowe drinki), ale został mi w pamięci moment jak Ellie wzięła flagę Polski i owinęła ją wokół siebie, cudowne.
Te 10 dni zleciały niesamowicie szybko, to był czas najdłuższych, najlepszych i niezapomnianych imprez mojego życia. Niektóre zaczynaliśmy wczesnie wieczorem, a kończyliśmy o 9 rano, także działo się !
Wszyscy się bardzo do siebie przywiązaliśmy podczas wyjazdu, także nie trudno sie domyślić jak ciężkie było pożegnanie... jako pierwsi odjeżdżałem ja z Bryłą. Na peronie było chyba jakieś 15 osób haha ale to było starsznie kochane. Wyobrażałem sobie że ja tam po prostu odpłyne, ale byłem w takim dziwnym szoku, nie wiedziałem co sie dzieje... nie wierzyłem w to że odjeżdżam z raju... że to wszystko co było takie piękne się kończy... patrzyłem pustym wzrokiem na oddalający się peron i ludzi stojących na nim...po chwili czułem w środku taką kującą pustkę, wszystko się skończyło a emocje puściły dopiero jak usiadłem w przedziale.

Nie miałem wiele czasu na smutki w domu, bo po dwóch dniach wyjechałem już do Mielna, gdzie spędziłem tydzien troche z rodzicami i trochę z Mayą. Fajnie było powspominać.. miejscowość do której jeździłem z rodzicami 10 lat z rzędu od urodzenia.. Ostatni raz byłem tam 5 lat temu, wiec pamiętałem to miasto jako kraina macznych lodów, wesołych miasteczek i salonów gier. Teraz wygląda to troche inaczej, ale chyba wszyscy wiedzą jaką opinie ma Mielno hahaha:)

I tak szybko zleciał cały lipiec, nigdy tak szybko nie mijał mi czas jak w te wakacje. Pierwszy tydzien drugiego miesiaca wakacji spedziłem balując z Bolińskim w Częstochowie, potem ja pojechałem razem z nim do Sulęcina (okolice Gorzowa Wlkp) gdzie mieszka. Męczarnią było 10 godzin w pociągu nocnym, jeszcze spędzone na korytarzu bo nie mieliśmy miejsc w przedziale. O 4 nad ranem wysiedliśmy z pociągu. Miasteczko, w którym mieszka Łukasz strasznie mi się spodobało, kojarzyło mi się z małą nadmorską wioską. Był klimacik zwłaszcza wieczorami czy w nocy. Kolejne miejsce gdzie poznałem masę naprawde pozytywnych ludzi, z którymi spędzaliśmy dużo czasu, tęsknie za tymi mordkami. Balowałem tam 10 dni a pod koniec przyjechała jeszcze Maya na dwie noce. Kolejne ciężkie pożegnanie, pociąg, 6 godzin drogi i byliśmy w Warszawie. Idąc po centrum wracały do mnie wszystkie wspomnienia, ale tylko się tam "przesiadałem". Nocka u Mai i z rana w kolejną ciuchcię i kierunek -> Częstochowa. W taki sposób zakończyłem wakacje, bo teraz do końca siedze w domu i już zero planów (fundusze na wyjazdy się skończyły hhaha)

Zdecydowanie przeżyłem najlepsze dwa miesiace mojego życia. Po przeczytaniu tego posta może Wam może się wydawać że nie wiele robiłem, ale nie opisywałem nic szczegułowo, bo nikomu nie chciałoby się tego czytać, ani ja nie zmaierzam siedzieć nad tym tydzień hhahaha.

Poza tym, wiele wspomnień które przeżyliśmy z przyjaciółmi powinno zostać pomiędzy nami. Codziennie dziękuje Bogu że ich mam, kim bym ja był bez nich...










Wstawiam tylko pare zdjęć z Wawy, które zdążyłem zapisać na komputerze, bo zmieniłem telefon i zdjecia z reszty wakacji przepadły. Ten post pewnie taki nie ogarnięty, bo troche ciężko sreścić dwa takie miesiace, ale następne posty będa już normalne i będą wychodzić dużo częściej :)